3 rzeczy które na pewno nie wspierają rozwoju Twojego dziecka!
Cały tydzień poświeciłam integracji sensorycznej wg Areys -kurs, który w końcu udało mi się rozpocząć. To właśnie zdobyta nowa wiedza z tematu SI zasiała ziarno zwątpienia, gdzie najczęściej popełniamy błędy. Poniżej chcę Wam zaprezentować ciekawe podejście do gadżetów, które znacie i które są na topie, a wg koncepcji integracji sensorycznej mogą zaburzać rozwój zamiast prawidłowo go stymulować.
Wiadomo, że świeży rodzic jest atakowany wszystkimi nowinkami i wchodząc do sklepu z asortymentem bobasowym po prostu steruje nim sprawny marketing. Ale warto zachować zdrowy rozsądek.
O tym gdzie powinna zapalić się czerwona lampka 👇 ⛔️
Szumisie NIE dla uszka maluszka
- Szumisie – whisbear- to zabawki bardzo w ostatnim czasie popularne. W zasadzie każdy nowy członek społeczeństwa jest nim obdarowywany. Zatem co z nim nie jest w porządku? Ano, okazuje się że mechanizm misia, czyli powodowanie dźwięków o jednym tonie (tzw „biały szum”, przywołujący na myśl szum z czasów życia płodowego) nie jest tym samym szumem. Szum we wnętrzu brzucha to bicie serca, przepływy kwi przez jelita, zniekształcone głosy z zewnątrz które dobiegały do wnętrza mamiego brzucha. Jednostajny szum misia jak widzicie nie jest tym samym.
Fenomen zasypiania dzieci przy misiu polega na przebodźcowaniu maleństwa, któremu wbudowany system ochrony neuronalnej wyłącza zasilanie w obawie przed przesileniem układu sterowniczego i mały człowiek zasypia. Można to porównać do sytuacji na koncercie kiedy rodzice nie chcą sobie odpuścić przyjemności posłuchania muzyki na żywo i zabierają noworodzie (które słodko przesypia imprezę). Tam również mechanizm odcięcia od wysokich dźwięków pozwala szkrabowi przetrwać. No ale na imprezę rodzice nie zabierają nieszczęśnika co wieczór natomiast słodki i mięciutki szumiś ląduje tuż przy uchu dziecka każdej nocy.
Jednostajny szum nie pozwala ponadto kształtującemu się mózgowi na nauczenie się rozróżniania dźwięków, a co jeśli jako noworodki się tego nie nauczymy ? Pojawi się problem z orientacją w przestrzeni. A co jeśli nasz układ przedsionkowy nie będzie odpowiednio stymulowany? Nie będziemy eksplorować tego pięknego świata szukając nowych bodźców i rozwinie się problem z małą siłą mięśniową a to z kolei daje słabe podwaliny pod kształtującą się równowagę dorastającego człowieka. Brzmi skomplikowanie ale najważniejsze co możecie zrobić to po prostu znaleźć inny sposób na zasypianie swoich dzieci. Być może okaże się, że miś szumiś może nie jest wcale potrzebny 🙂
Jak więc bezpiecznie korzystać z szumu? Jeśli już Miś Szumiś u Was wylądował:
- Kontroluj głośność urządzenia – mierzona przy głowie dziecka nie powinna przekraczać 50 dB. Gdy stosujesz metodę 5S (czyli im głośniejszy płacz, tym głośniejsze szumienie), pamiętaj, aby dźwięk był wyciszany, jak tylko dziecko się uspokoi.
- Dobierz odpowiedni szum – bezpieczniejsze będą dźwięki o niskich częstotliwościach- lepszy będzie szum różowy i czerwony niż biały.
- Używaj szumu tylko wtedy, gdy to konieczne – nie w czasie swobodnej zabawy czy zwykłego marudzenia. W ciągu dnia zapewniaj dziecku zróżnicowane bodźce akustyczne – mów, śpiewaj , graj na instrumentach, wychodź na świeże powietrze i do ludzi!!!
- Co kilka tygodni sprawdzaj, czy Twoje dziecko nadal potrzebuje szumu. Wielu rodziców zapomniało włączyć odpowiednią ścieżkę na dobranoc, by ze zdziwieniem zauważyć rano, że maluch spał równie dobrze jak wcześniej.
Najlepiej w ramionach mamy- Mówimy NIE bujaczkom
2. Bujaczki – powodują doznania kołysania niemal jak w ramionach mamy. Po pierwsze ”niemal” różni się znacząco od rąk mamy. Bujaczki huśtają góra-dół, zamiast stymulować liniowo. Mogłabym pisać o bliskości, o zapachu, dotyku, głosie mamy- bo to jest niezastąpione, ale równie ważne w aspekcie rozwoju jest ułożeniowa pozycja ciała. W bujaczku jest ona wymuszona, zgięciowa, z obciążeniem miednicy i odcinka lędźwiowego, a przecież ten maluch ma jeszcze za mało siły i długa droga przed nim żeby móc samemu usiąść.
Ponadto mięśnie głębokie tułowia, których zadaniem jest stabilizacja ciała dziecka podczas wykonywania ruchów w leżaczku-bujaczku są z tej pracy praktycznie wyłączone.
Dziecko musi leżeć na plecach, żeby zacząć ćwiczyć równowagę – pierwsze ćwiczenie to przekładanie głowy na boki w tej pozycji.
Matka Natura dobrze to sobie poukładała. Musimy zaliczyć wszystkie stadia rozwoju, aby stać się ludźmi sprawnie przemieszczającymi się na dwóch nogach. Najpierw odhaczamy pełzaki. A więc noszenie dziecka, odkładanie, spanie na brzuszku- to jest nasz początek drogi. Ponadto dzieci rodzą się asymetryczne jest chodzi o napięcie mięśni – wynika to z wcześniejszego ułożenia płodowego w brzuchu mamy, kiedy szykowaliśmy się do opuszczenia pokładu. Odkładanie do bujaczka maluszka, który wraz z ruchami maszyny i brakiem gotowości mięśni tułowia i układu stawowo-kostnego do pozycji półsiedzącej nierównomiernie zsuwanie się z leżaczka i przebywa w stałej, asymetrycznej pozycji może skutkować: późniejszym osiąganiem kamieni milowych rozwoju, niechęcią do leżenia na brzuchu i ogólną niechęcią do ruchu.
Chodź do mnie jeśli potrafisz! Stanowcze NIE dla chodzików
3. Chodziki – poruszający się na foteliku z kołkami maluch to również wynalazek naszych czasów. Zaczynam sądzić, że tak bardzo chcemy przyśpieszyć matkę naturę, że nie bierzemy pod uwagę jej zasad. Tu kolejna przestroga! Bo co, jeśli malec wyjęty z chodzika też chciałby chodzić? Zaczyna poruszać się jak baletnica. Chód na palcach, który wyrabia w chodziku odpychając się nóżkami ledwie sięgając podłogi, zostaje przełożony na normalny wyuczony i zapamiętany wzorzec ułożenia stopy.
Ale to ma dalej swoje konsekwencje. Chód na palcach wymusza przodopochylenie miednicy, pogłębienie lordozy- a więc ten początek, który wspaniale chcieliśmy przyspieszyć za pomocą wynalazku skutkuje konsekwencjami, z którymi dziecko będzie się zmagać całe życie. Chodziki nie pozwalają na naukę upadków (czyli ćwiczenie równowagi), do tego dzieci często zaczynają odpychać się obunóż i zamiast naprzemiennego ruchu- mamy kangurze skoki. Wspomóc naukę chodzenia możemy paradoksalnie najbardziej przez „nicnierobienie” czyli świadomą zgodę na jak najdłuższe raczkowanie i wspinanie się- najlepiej na boso! Jeśli już coś zrobić musicie to najlepiej tor przeszkód, który Malec będzie musiał pokonać (z poduszek, koców,piankowych klocków itd.) To świetna zabawa, a do tego szkrab rozwinie swoje równoważne umiejętności 🙂
Nauka o integracji sensorycznej pozwoliła mi zrozumieć, że czas (czasem trzeba dłużej poczekać na kolejny kamień milowy) i empatyczna mama (bliskość i bezpieczeństwo) to dwa warunki, których nie da się niczym zastąpić.